czwartek, 3 kwietnia 2014

Porozumienie Bez Przemocy

Dzięki różnym ludziom i "zbiegom okoliczności" co jakiś czas trafiam na książkę, która pcha moje życie o całe lata świetlne do przodu. Dokładnie tak było z "Porozumieniem Bez Przemocy" Marshalla Rosenberga, któremu chcę poświęcić parę kolejnych artykułów.

Porozumienie Bez Przemocy


Czasem naprawdę się dziwię, jak to jest, że przy całym tym niezwykłym rozwoju świata, odkryciach technologii i medycyny, gadżetach i próbie okiełznania sił natury, w naszych relacjach wciąż jesteśmy tak ogromnie bezsilni. Tak dużo ludzi chce naprawdę dobrze, a jednak wychodzi jak zwykle. Ranimy się, patrzymy z rezygnacją, kombinujemy, a potem ranimy jeszcze bardziej.

Marshall Rosenberg większość swojego życia spędził właśnie rozwiązując konflikty między ludźmi, między zwaśnionymi plemionami, krajami i ich armiami i nie jest to zwykła teoria, a przepełnione praktyką wieloletnie doświadczenie. Czasem wystarczy zmienić punkt widzenia i całe postrzeganie się zmienia. Tak było w moim wypadku i paru innych ludzi, którzy "Porozumienie Bez Przemocy" dostali w swoje ręce w ostatnim czasie.

Potrzeby


Czytając tę książkę, zacząłem przyglądać się językowi, który wychodzi z moich ust i wchodzi do moich uszu pod zupełnie nowym kątem. Zobaczyłem ile w nim ocen, ale również mówienia o własnych potrzebach w bardzo zakamuflowany sposób. 

Kiedy ktoś się denerwuje, jest mu przykro, czuje się zrezygnowany, wściekły, ale również podekscytowany, czy radosny, tak naprawdę za wszystkim stoją niezaspokojone i zaspokojone potrzeby, które tak rzadko w klarowny sposób sobie uświadamiamy. Robimy uniki, mamy nadzieję, że ludzie się domyślą, wymyślamy całe strategie do których się przywiązujemy, a tak trudno jest nam je sobie uświadamiać i mówić o nich wprost.

"Strasznie mi przykro, kiedy mówisz o mnie 'głupi', bo ogromnie potrzebuję szacunku".
"Przepraszam, ale wkurzam się, kiedy ciągle mnie poprawiasz, bo potrzebuję autonomii i poczucia, że dam sobie radę".

Trudno jest się do tego przyznać, ale spora część naszych emocji, od smutku przez gniew po wycofanie, związana jest z zaspokojeniem lub niezaspokojeniem naszych potrzeb.


Oceny


Nie uświadamiając sobie swoich potrzeb i nie szanując potrzeb innych zaczynamy oceniać. Dużo oceniać. I coraz surowiej. Zamiast mówić o swoich niezaspokojonych potrzebach i uczuciach z tym związanych strzelamy w ludzi oceną, która ich rani i obraca przeciw nam. 

Zamiast odkryć w sobie potrzebę porządku nazywamy innych "syfiarzami", "bałaganiarzami" albo "niechlujami". Mając potrzebę harmonii mogę nazywać innych "bucami" albo "pieniaczami". "Łajzy", "głupki", "nieudacznicy" mogą być moją potrzebą rozwoju. 

Oceniać jest jednak dużo łatwiej niż wejrzeć w siebie i uświadomić sobie jaką mamy potrzebę i jakie emocje w związku z tym odczuwamy.

Tak wielu ludzi, kiedy dociera do swoich potrzeb i nawet je wypisuje, opłakuje to, jak wiele razy zostały niezaspokojone. Później nareszcie są wolni, jak balon z którego uszło powietrze, a który był na granicy pęknięcia.

Obserwacja


Jeśli "Porozumienie bez przemocy" jest Ci zupełnie obce, możesz się zaopatrzyć w książkę, poczytać o tym, dołączyć do jakiejś grupki, która to praktykuje, ale możesz również przez następny tydzień po prostu przyglądać się językowi swojemu i innych ludzi.

Kiedy widzisz, że ktoś jest smutny, zły, czasem może nawet krzyczy albo wybucha płaczem, spróbuj dotrzeć do potrzeb. Te wszystkie emocje mają swoje źródło. Nie znoszę przykładowo, gdy mówi się "nie płacz". Przecież ten płacz coś wyraża, jest jakiś smutek, który trzeba z siebie wypuścić. To właśnie ci ludzie, którzy nie "wypuszczają" z siebie emocji w zdrowy sposób będą później najsurowiej oceniać i ranić.

Zapraszam do całego cyklu na ten temat. Przez kolejne artykuły opowiem trochę o ocenach, emocjach, potrzebach i prośbach. I o prawdziwej empatii, która się z tego rodzi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz