czwartek, 17 kwietnia 2014

Porozumienie Bez Przemocy - Jak radzić sobie z emocjami?

To jest nawet dość zabawne!
Przez siedemnaście lat edukacji poznałem wiele faktów historycznych, matematycznych zależności, zjawisk fizycznych, skomplikowanych procesów, obce języki. Lista zagadnień poznanych w szkole dla każdego z nas jest pewnie bardzo długa!

A czego nauczyliśmy się o własnych emocjach?
Ile razy w ciągu całej Waszej edukacji ktoś zapytał jak się czujecie?

Z wiekiem okazało się, że pochodne i całki liczę dużo rzadziej niż wybucham gniewem albo nie radzę sobie ze smutkiem. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, większość ludzi nosi cały czas ze sobą urządzenia pozwalające bezproblemowo komunikować się z innymi, cały świat stoi przed nami otworem. Tylko dlaczego jesteśmy coraz bardziej samotni?

Jak z powrotem podłączyć się do prawdziwego siebie, odzyskać kontakt, żyć szczerze sam ze sobą?

Czego się nauczyliśmy


Byłbym niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że odnośnie emocji nic się nie uczymy. Bardzo często, kiedy płaczemy możemy usłyszeć „nie smuć się”. Jako dzieci, część ludzi dowiaduje się, że „nie wolno się gniewać”. Chłopcom i mężczyznom nie wypada płakać. Chłopcy i dziewczynki mają być grzeczne i posłuszne. A na to wszystko: „czas leczy rany” (naprawdę chcę zobaczyć człowieka, który zatnie się nożem i nic nie robiąc siedzi i czeka patrząc na kapiącą krew, w końcu czas zagoi rany!).

Jako dzieci większość słyszy konsekwentny przekaz „tłum swoje emocje i jakoś to będzie”. Kompletnie sobie z nimi nie radzimy. Na szczęście kiedy dorastamy mamy cały arsenał środków zaradczych: napić się, zapalić, poimprezować, rzucić w wir pracy, poszaleć samochodem albo motorem, żyć życiem innych, małe stadko adrenalinowych zastrzyków i wiele innych fantastycznych metod.

Wychowywano nas tak, żebyśmy zamykali się we własnych głowach i zastanawiali się: „co – zdaniem innych – powinienem mówić i jak postępować?”

Eksplozje


Tak wychowani przez większość czasu trzymamy się całkiem dobrze.
Właściwie od eksplozji do eksplozji bywa całkiem przyzwoicie. „Zupełnie nie wiem, jak to mogło się stać. To był taki spokojny chłopak. Dobrze się uczył i nie sprawiał kłopotów. Ale on, siekiera i tyle niewinnych ludzi, nigdy bym się nie spodziewała.” – powie zdruzgotana sąsiadka do kamery.

Niewypuszczone, nieodreagowane emocje kumulują się i zbierają, a my zaczynamy wtedy przypominać napompowany balon. Kiedy wpuścić do niego za dużo powietrza – pęknie z hukiem.

Zdarza się Wam?

Czuję, że …


Próbując mówić o emocjach ja jestem (a byłem jeszcze bardziej) nieporadny. Z tego, co słyszę, ogromna liczba ludzi, których słyszę na co dzień, ma z tym spory problem.
Są takie konstrukcje, które od razu uwidaczniają to, że wcale nie mówimy o tym, co czujemy. Jedną z nich jest „czuję, że”. W większości wypadków możemy podmienić „czuję, że” na „uważam, że” i sens jest właściwie ten sam.

Czuję, że jesteś niesprawiedliwa.
Czuję, że oni mnie nie lubią.
Czuję się niekochany.

Kiedy mówimy „czuję” to mówmy o uczuciach. Równie dobrze można by powiedzieć, że „widzę że ten kwiat ślicznie pachnie” lub „słyszę, że mnie dotknąłeś”. Powalczmy, żeby słowu „czuć” wrócić jego pierwotne znaczenia.

Jak się czujesz?


Jak często, kiedy pytacie ludzi jak się czują, odpowiadają „dobrze” albo „kiepsko”? Jeden z problemów polega właśnie na tym, że kreatywniej umiemy zwymyślać innego człowieka niż opisać własny stan emocjonalny.



„Już we wczesnej fazie życia uczymy się odcinać od tego, co w nas się dzieje. Zjawisko komunikatów odcinających od życia jest dziełem, a zarazem filarem społeczności zhierarchizowanych dla których do funkcjonowania niezbędne są liczne rzesze potulnych, uległych obywateli.”

Jest mi strasznie przykro.
Jestem zły.
Niesamowicie się cieszę!
Czy czujesz się przytłoczona?
Jestem poruszony.
Nie ma we mnie nadziei.
Czuję się uskrzydlony.
Jesteś niespokojny?
Jestem zdopingowana.
Czuję się rozdrażniony.

W „Porozumieniu bez przemocy” Marshall Rosenberg podaje nam długą listę emocji pozytywnych i negatywnych, które towarzyszą naszym zaspokojonym i niezaspokojonym potrzebom. Czyta się to prawie, jak obcy język, tyle zapomnianych i dawno nie używanych słów!

Żeby jednak w ogóle mówić o naszych potrzebach, spróbować zajrzeć w głąb siebie i zrezygnować z pochopnego oceniania ludzi, trzeba nam nauczyć się przyglądać się samym sobie z ciekawością oraz nazywać to, co się w nas dzieje.

Opróżnić balon


Jak w takim razie w zdrowy sposób wypuścić z siebie trochę emocji?

Kiedy rzadko uświadamiamy sobie to, jak się czujemy, zazwyczaj jeszcze rzadziej o tym mówimy, a jeszcze rzadziej jesteśmy w stanie wczuć się w to, co może czuć drugi człowiek, który jest przed nami. Nieświadomi naszego stanu będzie nam dużo trudniej dotrzeć do potrzeb swoich i innych ludzi, a właśnie to ma ogromną moc „opróżniać balony” obu stron.

Zadanie domowe dla wszystkich brzmi więc: spróbuj parę razy dziennie opisać to, jak się czujesz w danej chwili, najdokładniej jak potrafisz. Spróbujcie też konkretnie zapytać daną osobę jak się czuje lub spróbować zgadnąć! To bardzo się nam przyda w kolejnych częściach.

Póki co opisaliśmy jak ważne jest oddzielenie spostrzeżeń od ocen, dzisiaj krótki, trochę powierzchowny wgląd w to, co czujemy. Za tydzień możemy przejść do sedna – do potrzeb naszych i innych ludzi i dlaczego generuje to tyle emocji.


Zobacz też:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz