poniedziałek, 2 czerwca 2014

Nie jestem maszyną do wykonywania zadań, czyli jak odpoczywać

Ostatnio pisałem o "superproduktywności".
Czasem stawiam sobie cele, patrzę na kalendarz i planuję następne aktywności, a zapominam zadać sobie pytania "jak się czuję i jaki tak naprawdę mam poziom energii?".

Każdy z nas ma pewien poziom "paliwa" i jeśli spadnie on poniżej pewnego poziomu, trzeba szybko go uzupełnić albo możemy utknąć na środku rozpędzonej autostrady życia.
Ja muszę sobie to często powtarzać...

Jaki masz poziom energii?


Często do diagnozy własnej energii używam kartki i "kresek". Rysuję pionową kreskę i dzielę ją na trzy części (używam tego ćwiczenia na bardzo różne sposoby), podpisuję znaczenie wszystkich trzech, a następnie stawiam kropkę (lub krzyżyk!) w miejscu, które wydaje się adekwatne do danej sytuacji.
Wygląda to mniej więcej tak:


Tak postawiona kropka generuje następne ciekawe pytania: Jak się tu znalazłem? Czy mój poziom energii wzrósł, czy spadł ostatnio? Jak bardzo? Dlaczego? Jak mógłbym "naładować akumulatory" w aktualnej sytuacji? Jaki miałem najwyższy poziom energii ostatnimi czasy? Jak to się stało?

Jak odpocząć?


Czasem wyobrażam sobie, że odpocząłem na różne sposoby: poszedłem do lasu, przeszedłem się nad Wisłę, położyłem się na godzinkę z muzyką na uszach, uciąłem sobie drzemkę, poszedłem pobiegać (!) i próbuję wyobrazić jaki później będzie mój poziom energii.

Każdy z nas ma naturalną potrzebę odpoczynku i bardzo różne strategie jej zaspokajania. Mi powyższe pytania (i odpowiedzi) pozwalają dotrzeć do sedna.
Czasem nie chodzi o to, by "odpocząć", ale by dokończyć zadanie, które nie pozwala się rozluźnić. Może odbyć rozmowę, którą odwlekam. Zamknąć wszelkie "otwarte pętle", które nie pozwalają się umysłowi wyciszyć, a ciału rozluźnić.

Brak paliwa, czy silnik do remontu?


Bywa i tak, że wyobrażając sobie odpoczynek wcale nie czuję, żeby mój poziom energii wzrastał dramatycznie. Jest to zwykle sygnał, że co prawda jest paliwo potrzebne do codziennej jazdy przez życie, ale trzeba na dłuższą chwilę odstawić mój wewnętrzny silnik do mechanika. Zatrzymać się na dłużej niż godzinka, dwie, czy całe popołudnie. 

Odwlekając reakcję na taki sygnał ostrzegawczy, często prędzej, czy później rozchoruję się i oddam ten czas, tak czy siak. Czasem przeciążę się, zawalę parę rzeczy i przez to będę miał jeszcze więcej do zrobienia. 

Kura znosząca złote jajka


Kto nie zna bajki o kurze znoszącej złote jajka?
Cierpliwie czekając codziennie na zniesienie kolejnego jajka, właściciel może nieźle się wzbogacić. Ale z chciwości zabić kurę, żeby wyjąć z niej wszystkie złote jajka i przekonać się, że w środku nie ma żadnego - to już głupota. Nie ma szybkiego zysku, a "zdolność produkcji" umarła na zawsze.

Niestety muszę się przyznać, że ta głupota jest często moim udziałem... Kiedy robię rzeczy wolniej i spokojniej, czekam cierpliwie na rezultaty, jestem jak roztropny właściciel wspomnianej kury. Czasem jednak wybieram tę drugą opcję i później muszę ją odchorować lub pogodzić się z tym, że dla chwilowego szybkiego zysku zabiłem w sobie długofalową energię.



Szybkie ćwiczenie dla Was: narysujcie sobie taką kreskę z poziomem energii i zaznaczcie kropką miejsce właściwe dla Waszego aktualnego samopoczucia. A następnie zadajcie sobie krótkie pytania: Jak się tu znalazłem? Czy mój poziom energii wzrósł, czy spadł ostatnio? Jak bardzo? Dlaczego? Jak mogłabym "naładować akumulatory" w aktualnej sytuacji? Jaki miałem najwyższy poziom energii ostatnimi czasy? Jak to się stało?
Mam nadzieję, że to pomoże Wam utrzymać Waszą wewnętrzną kurę znoszącą złote jajka jak najdłużej przy (dobrym i szczęśliwym!) życiu.


Zobacz również:


1 komentarz: