czwartek, 1 maja 2014

Porozumienie Bez Przemocy - Prośby, czyli jak prosić, żeby się nie frustrować

W całej naszej podróży przez Porozumienie Bez Przemocy pozostał nam ostatni element układanki. Kiedy wskoczy na swoje miejsce, spróbujemy przyjrzeć się obrazowi całości z różnych perspektyw.

Wśród naszego arsenału środków, którymi ulepszamy nasze życie i życie ludzi dookoła jest podupadłe, trochę już zapomniane, w świecie niezależności wykpiwane, proszenie. Jedni uznają je za przejaw słabości. Inni mogą gardzić ze względu na uzależnienie od innych. Czasem rodzice uczą nas być samodzielnymi i nie prosić o pomoc. Później, kiedy w dorosłym życiu prosimy, robimy to często potwornie nieudolnie i tak naprawdę prosimy się głównie o kłopoty.

Skąd ta frustracja?


Problem polega na tym, że nikt nigdy nie uczył mnie tak prostej rzeczy jak proszenie. A Was?

W telewizji i dookoła nas widzimy jak ludzie się wściekają, smucą i wpadają w depresje, zaciskają zęby, obojętnieją, „strzelają fochy”, a tak strasznie mało jest przykładów ludzi, którzy w swojej rozbrajającej szczerości i pokorze potrafią wprost poprosić o to, czego chcą.

Prośba jest niebezpieczna. Obnaża nas i nasze potrzeby. Wymaga zastanowienia nad tym, o co nam naprawdę chodzi. Wielu uzna ją za zbyt zuchwałą. Przejdzie nasz wewnętrzny krytyczny system pod kątem sensowności, celowości, dawki strachu, wiary i zaufania. A na sam koniec ktoś może nam odmówić, a to boli.

Jednym z głównych problemów jest jednak to, że często sami nie wiemy, czego oczekujemy od innych... Czy warto próbować?

 „Wielu moich klientów potrafiło zauważyć, jak bardzo własna nieświadomość, czego tak naprawdę chcą od innych, wzmaga ich frustracje i depresje.”

Jak często prosimy?


Klatka stop. Spójrz na swój poprzedni tydzień, a może i ciut dłużej. Ile razy targały Tobą różne emocje względem innych ludzi? Gniew, smutek, strach?

A ile razy zdarzyło Ci się poprosić kogoś o coś? Spróbuj przypomnieć sobie jakąś prośbę, która wyszła z Twoich ust.

Przyznam się, że sam mam z tym okropny problem.

„Trafiła w sedno. Rzeczywiście, nie pamiętam, żeby chociaż raz jasno powiedziała ojcu, jakie ma wobec niego oczekiwania. Robiła aluzje i wyczyniała najrozmaitsze akrobacje, ale nigdy wprost nie poprosiła o to, czego potrzebowała.”
 „Wszystkim nam się zdarza, że usiłujemy – podobnie jak ten ojciec – niejasnym, abstrakcyjnym językiem powiedzieć innym ludziom, jak mają czuć lub postępować, ale nie wskazujemy konkretnych działań, dzięki którym mogliby spełnić nasze życzenie.”
Najgorzej z tym jest w relacjach damsko-męskich. Kto z Was tego nie zna?

Moja żona z nieszczęśliwą miną pokazuje gąbkę do mycia naczyń, a następnie z lekkim obrzydzeniem każe mi ją powąchać. No śmiedzi okropnie, z metra czuć, nie muszę podchodzić. Na razie nie rozumiem o co chodzi. „Piotruś, ta gąbka potwornie śmierdzi!”. Mój męski umysł przetwarza fakty i przyznaje rację. Na razie zero emocji, może trochę strachu o to, co się szykuje z powodu głupiej gąbki. Tak, już nie lubię tej gąbki. „Znowu nie wycisnąłeś gąbki po myciu!”. No masz. Stara się człowiek, żeby się Księżniczka nie czuła samotna nad garami, zmyję je,  wypucuję całą kuchnię, a ona tego w ogóle nie docenia. Wymyłem wszystko, a tu nieszczęście z powodu gąbki za 1zł. Trzeba ją wyrzucić, wyjąć nową i po problemie!

Kolejna klatka stop. Niezły początek całkiem dobrej kłótni. Księżniczka nie znosi jak się coś marnuje, szczególnie przez niedbalstwo. Co innego Staranność. Skupienie. Dobre wykorzystanie tego co się ma. Ja nie znoszę, gdy rzeczy są ważniejsi niż ludzie. Potrzebuję docenienia, w drobnostkach też.

Przyznaję więc z całą prostotą jaką mam... że nie umiem dbać o gąbkę do naczyń. Facet po trzydziestce nie umie nie „zaśmierdnąć” gąbki do naczyń! Bo to przecież nie pierwsza i nie ostatnia z mojego arsenału zmarnowanych egzemplarzy.

Księżniczka  bez zażenowania, choć z niedowierzaniem, robi mi szkolenie z obsługi gąbki do naczyń. Obiecuję, że nakręcę o tym film dla facetów! Prosi mnie bardzo konkretnie krok po kroku. Nakładam płyn na gąbkę. Myję. Myję. Myję. Skończyłem. Płukam gąbkę wodą i wyciskam z niej całą pianę. Aż już nie ma piany. Dokładnie wyciskam i odkładam do wyschnięcia. Proste. Każdy debil zrozumie!

I tu się muszę przyznać, że przez wszystkie lata mojego życia pomijałem krok „Płukam gąbkę wodą i wyciskam z niej całą pianę”! Owszem wycisnąłem i zostawiłem do wyschnięcia, ale śmierdzieć smierdziało. Olśniło mnie. I nagle zamiast problemem stałem się rozwiązaniem. Pewnie, że takie coś to umiem zrobić. Uśmiech. Ulga. Niedowierzanie.

I od wielu miesięcy chyba nie zmarnowałem już w ten sposób żadnej gąbki!
W innych dziedzinach też już stało się łatwiej.
W ten sposób można przetłumaczyć „proszę, żebyś ze mną spędzała więcej czasu” na „chciałbym raz w tygodniu spędzić z tobą popołudnie sam na sam” (ach, więc o to mu chodziło!). „proszę, żebyś dbała o nasz samochód” kontra „proszę, zbierajmy kubki, papierki i śmieci do woreczków i wyrzucajmy je po podróży”.

Konkret


Przysłuchajcie się temu jak ludzie proszą i jak strasznie niekonkretne to bywa. Nie jestem w Twojej głowie, nie czuję tego co Ty, miałem inne dzieciństwo, moi rodzice przykładali wagę do innych rzeczy, miałem znajomych i relacje, które mnie ukształtowały. To jest bardzo romantyczne, że rzuci się frazes, a ktoś wyczyta resztę w naszych myślach. I właśnie stąd tyle nieszczęścia.

Jeśli masz odwagę, nie boisz się prostoty – poproś konkretnie. Szczególnie facetów. Oni kochają być częścią praktycznego, konkretnego rozwiązania, a nie ciągle problemem.

„Oprócz tego, że posługujemy się kategoriami działań pozytywnych, unikamy też mętnych, abstrakcyjnych lub dwuznacznych sformułowań i nadajemy swoim prośbom postać konkretnych postulatów, które słuchacz ma szansę zrealizować.”
„Posługiwanie się niejasnym, abstrakcyjnym językiem często kamufluje tego rodzaju agresywne gierki między ludźmi.”

Prośba, czy żądanie?


Z prośbami w praktyce jest też jeden poważny problem. Kiedy mówimy „proszę”, bardzo często formułujemy żądanie. A żądanie i prośba to nie to samo. To nawet bardzo nie to samo.

„Kiedy rozmówca słyszy żądanie, widzi przed sobą tylko dwa wyjścia: uległość albo bunt.”
Proszę cię zmyj po sobie gary. Proszę posprzątać mieszkanie. Proszę natychmiast posprzątać zabawki. Proszę natychmiast zamknąć drzwi. Proszę pojedźmy tam.

„Prośba wyrażona z pominięciem uczuć i potrzeb osoby, która ją wyraża, może zabrzmieć jak żądanie.”
Jak odróżnić prośbę od żądania? Wystarczy nie wykonać prośby i zobaczyć co się wydarzy. „Pół godziny temu prosiłam was, żebyście posprzątali pokój i co to jest?”. Nie mamo, nie prosiłaś. Zażądałaś. Miej odwagę powiedzieć wprost „żądam, żebyście natychmiast posprzątali zabawki”. Przynajmniej nie gramy w żadną grę.

Teraz kiedy proszę, słucham swoich słów i z przerażeniem często stwierdzam, że nie proszę, tylko żądam. Kamufluję się za tym „proszę” jak dziecko które zasłania oczy i myśli, że go nie widać. A kiedy już czegoś żądam, mój rozmówca może mi ulec albo się zbuntować. Oba rozwiązania koszmarnie niedobre. Potrzebuję partnera, zrozumienia, współpracy.

„Proszę cię, dbaj o tą gąbkę!” wygeneruje mój bunt. Może z czasem ulegnę. Wcale nie robię tego ze złej woli. Trudno w to uwierzyć, ale mgliste „dbaj” przetłumaczone na „wypłucz dokładnie i wyciśnij” działa odprężająco (może dlatego kobiety czasem mają mężczyzn za duże dzieci). I tu nie chodzi o gąbkę za 1zł i to, że źle pozmywałem. Nie znosisz jak się coś marnuje, wiem, ja też nie. Nawalam, ale uczę się. Dziękuję za twoją cierpliwość. Teraz chce mi się zmieniać i nie będę ani uległy, ani się buntował. Poczułem to, o co ci chodzi.

Spróbujcie przez najbliższe dni prosić. Wprost prosić. Konkretnie prosić. Nikt tu nie jest głupi. To nie tak, że komuś nie zależy. Nie robi tego specjalnie. A kiedy żądacie, to przynajmniej powiedzcie wprost i patrzcie na konsekwencje, w końcu jesteśmy autonomicznymi jednostkami i potrzebujemy szacunku.



Zobacz również:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz